Katolicyzm po polsku – czyli jeszcze religia czy tylko tradycja?

Katolicyzm po polsku – czyli jeszcze religia czy tylko tradycja?

Chcę napisać wpis o filmie „50 twarzy Greya”, a nie widziałam filmu. Matko, jakbym czytała prawicowego publicystę, który pisze moimi palcami! Jednak napisze ten wpis, bo nie zamierzam oceniać jego artystycznych walorów, czy fabuły. Zastanawia mnie coś zupełnie innego. Mianowice, jak w kraju, w którym grubo ponad 90% obywateli deklaruje się jako katolicy, znalazło się milion osób, które poszły na ten film- w pierwszy weekend jego wyświetlania. Rekord! Żadna inna ekranizacja nie przyciągnęła w Polsce do kin tylu widzów.

Z ostatnich badań CBOS na temat religijności Polaków wynika, że 85% pytanych deklaruje się jako wierzący i praktykujący regularnie lub nieregularnie. Jak rozumiem są to osoby, które szanują nauczanie Kościoła katolickiego i stanowi ono azymut ich życia. Nie jestem pewna jak się ma ta opowieść, ewidentnie naszpikowana erotyzmem do polskiej pruderyjnej i katolickiej natury, ale wydaje się, że wiele Polek marzy o tym, aby je ktoś potraktował, mówiąc delikatnie- bardzo ostro. Zainteresowanie filmem „50 twarzy Greya” musi być bezpośrednio powiązane z kipiącym w nim seksem, ponieważ romantyczna historia wampira i zwykłej śmiertelniczki nie ściągnęła do kina takich tłumów. Najwyraźniej producenci Zmierzchu popełnili zasadniczy błąd i umieścili w ekranizacji zbyt mało scen erotycznych. Okazuje się, że to przepis na sukces. Skoro głównymi odbiorcami filmu są kobiety, można by to uznać za swoistą manifestację- pragną seksu.

Zastanawia mnie również milczenie Kościoła w tej sprawie. Czyżby hierarchowie katoliccy dostrzegali większe zagrożenie i grzeszność w serii o małym czarodzieju, niż w ładnie opakowanym pornolu? Czy straszące dzieci w  Halloween są większym zagrożeniem dla katolicyzmu niż podwójna moralność i ewidentne łamanie przykazań? Dlaczego w tej sprawie biskupowi nie protestują? Najważniejsze jest to co jest pozorne, nie to, co płynie z głębokiej wiary. Łatwiej zabronić dzieciom niż dorosłym, ponieważ tych pierwszych przed grzechem mają bronić rodzice, a ci drudzy muszą sami to robić. I z tymi drugim jest problem, bo wychodząc z Kościoła często uznają, że poza świątynią grzechy są niewidoczne dla Boga, wręcz przestają istnieć. Także w tą niedzielę, wyjątkowo, w fatałaszkach „Kościelnych” i ze skarbczykiem w torebce, nie pojadą po nową parę butów, tylko do kina. Niejako się ukulturalnić. Wszystko w imię przykazania pamiętaj, abyś dzień święty święcił i kilku innych, które można by tu podciągnąć.

Nie oczekuję od katolików, że nie będą grzeszyć, bo po cóż by wtedy wymyślono to pojęcie. Bóg, jak rozumiem z góry założył omylność człowieka i jego prawo do wyboru. To ciekawe, że wybór dał Bóg, odbiera go Kościół, a katolicy roszczą prawo wolności tylko dla siebie. Bom ja niegodna samodecydowania? Wracając do grzechu, gdyby katolicy nie grzeszyli byłoby cudownie i pewnie takie jest marzenie Boże, ale jest to nierealne. Jednak jest coś w tej polskiej religijności, że taka Ci pozorna i obrządkowa. Ani nazbyt głęboka, ani refleksyjna. Kiedyś przy wejściu do kościoła przeczytałam, że Bóg oczekuje od wiernych odpowiedniego stroju, w domyśle odświętnego, co można było wywnioskować z obrazka. Na tym właśnie opiera się polska religijność, aby w niedzielę ładnie się wystroić, pójść na mszę, pokazać się, a  potem ma się przez tydzień wolne od przykazań. Okazuje się, że zgodnie z polską doktryną wiary kłamstwo i obłuda przestały być grzechem, najważniejsze, aby walczyć z ateizmem. Może by tak pochylić się nad samym sobą i zastanowić, czy na pewno takimi myśmy katolikami, jakich Bóg sobie wymarzył, czy może takimi jakich biskupom potrzeba.

Przychodzi mi do głowy jeszcze jedno pytanie, czy aby na pewno każdy katolik-Polak pamięta, że katolicyzm to religia, nie tradycja?

Dodaj komentarz