Trzeba się dzielić! Słowa te nad wyraz często powtarza mój syn, gdy jego kuzynka pałaszuje coś słodkiego a on tego nie dostał. Mój pięciolatek jest bardzo empatycznym osobnikiem, oddałby bliźniemu ostatnią koszulę, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Jeśli nie zachodzi- nie podzieli się nawet HotWheelsem. Nie wiem skąd u Mikołaja wzięła się taka duża chęć dzielenia się z innymi. Mam nadzieję, że zaobserwował to zjawisko u swoich najbliższych, czyli rodziców, ale nie jestem przekonana czy w tej kwestii dawałam mu dobre wzorce. Zazwyczaj dzielimy się z innymi tym, czego mamy dużo lub czego nie potrzebujemy. Upiekłam całą blaszkę ciasta, nie będę w stanie sama tego zjeść- poczęstuję cię. Mam ciuszki, z których wyrosły już moje dzieci- oddaję komuś, komu będą bardziej potrzebne. Dam ci odnóżkę mojego pięknego kwiatka, kilo truskawek i dżem domowej roboty. Dołączę się do akcji charytatywnej, wrzucę parę złotych do puszki, podzielę się 1% podatku.
Zaskakujące jest, że podejście do dzielenia z innymi zmienia się z wiekiem. Z opowiadań mamy wiem, że jako kilkuletnia dziewczynka oddałam mój zbiór książek do szkolnej biblioteki. Musiał to być gest z samego serca, bo ja zupełnie takiego zdarzenia nie pamiętam. Teraz ciężko byłoby mi się rozstać z moimi lekturami, na które i tak nie mam miejsca i czekają na lepsze jutro stłoczone w kartonach na strychu. Czasami obdarowujemy się wzajemnie niechcianymi prezentami. Przykład, który podam poniżej jest autentyczny i dotyczy co najmniej kilku pierwszych miesięcy mojego związku z mężem.
Otóż szykując sobie śniadanie kroiliśmy bułki na pół. Mąż zawsze dawał mi tę dolną część a sam zjadał tę górną. Kiedy ja przygotowywałam posiłek robiłam dokładnie tak samo- góra dla niego, dół dla mnie. Gdy minęło kilka miesięcy znów jedliśmy wspólnie śniadanie. Na talerzyku została jedna cała bułka i połówka- ta górna. Zapytałam męża, czy ma ochotę ją zjeść, bo ja jeszcze zjem połowę. Na to mąż odpowiedział, żebym sobie wzięła całą bułkę, bo tam przecież jest ta lepsza dolna część, na co ja, że ja wolę tę górną. A on, że on właściwie całe życie woli tę dolną. Szok. Zdziwienie. Milczenie. A potem wielki wybuch śmiechu. No bo jak to? Zawsze oddawaliśmy partnerowi to, co według naszego uznania było najlepsze a tu się okazuje, że on woli coś innego? Dlaczego nigdy nie zapytaliśmy siebie która połowa nam bardziej smakuje? Nie wiem. To był rodzaj takiego niechcianego prezentu. Tobie się wydaje, że obdarowujesz czymś, co jest najlepsze, a okazuje się, że jest zupełnie odwrotnie.
Tak więc dzielenie się jest całkiem łatwe, kiedy dotyczy bliskiej nam osoby. Nie mamy wtedy oporów, dajemy jej więcej niż potrzebuje i robimy to w sposób zupełnie naturalny. Ale co z dzieleniem się z obcymi? Ja po latach mieszkania w różnego rodzaju komunach (wspólny pokój z dwiema siostrami, mieszkania studenckie, internaty) mam dosyć. Nie zniosłabym, gdyby teraz ktoś chciał pożyczyć jakiś mój kosmetyk, ciuch czy płytę. Nie lubię, gdy ktoś gotuje w moim garnku. Mam chyba nawet małą fobię, bo nienawidzę, gdy ktoś czyta przede mną świeżo zakupiony egzemplarz Twojego Stylu, którego jestem ogromną fanką (miesięcznika, nie egzemplarza). Z drugiej strony nie oczekuję od nikogo, że będę mogła coś pożyczyć od niego. Nawet po kredyt wolę pójść do banku niż pożyczyć od znajomych. I bardzo zastanawia mnie fakt, skąd ten mój pięciolatek ma w sobie tyle empatii, dlaczego chce i potrafi się dzielić? I czy Tymulin wyrośnie na egoistę czy altruistę? I jak to zrobić, żeby wyrósł na kogoś pomiędzy? Chcę dać chłopakom dobry przykład, trochę się zmienić, dlatego pracuję nad sobą. Jakiś czas temu napisałam tekst o pomaganiu i mam zamiar dotrzymać danego w tekście słowa. Nie stanę się minimalistką, nie oddam swojej ostatniej koszuli, ale może chociaż trochę ulepszę mój (nie)doskonały charakter. A zanim się z kimś podzielę zapytam czego tak naprawdę potrzebuje, żeby znów nie popełnić takiej gafy jak z połówkami bułki.