W idei siła, czyli o motywacjach do działania

W idei siła, czyli o motywacjach do działania

Idee zawsze były nie tylko motorem postępu ludzi, ale takim małym kierunkowskazem, który wyznaczał drogę w gąszczu nieprzebranej rzeczywistości. Idee jednostek stawały się ideami grup, całych społeczeństw. Potrzeba posiadania myśli, która może oświecać, jest tak duża, że w jej blasku trudno zauważyć słowa krytyczne wobec niej skierowane. Zapotrzebowanie na ten blask dawało spore pole do nadużyć. Stawało się to widoczne, gdy inne jednostki próbowały swoim pobratymcom narzucić własną formę oświecenia. Jeżeli można się pokusić o pewien ranking takich światłych idei, to na pewno czołową rolę zajmuje idea boga.

Pomijając szczegóły oraz kontekst powstawania i rozumienia tej idei, to nie tylko miejsce, ale i czas zajmowania szczytowego miejsca w rankingu, mówi wiele o sile i zasięgu działania tej idei. Ważna, niezastąpiona, oświecająca wszystkie inne, miała wiele zastosowań i była w stanie zaspokoić zarówno wiele prostych, jak i tych najbardziej złożonych potrzeb. Dawała nadzieję na lepsze jutro, wiarę w sens cierpień, była opoką podczas chwil słabości i niepewności. Oświecała jednostki, jak i całe społeczeństwa podczas ważnych przemian historycznych i kulturowych. Zawsze słabo określona, jeżeli wyjmiemy ją poza kontekst jej użycia i rozumienia, a mimo to zawsze nęciła i kusiła do użycia wszelkich środków zawierających się w poznaniu, uznanych za niezbędne do jej zrozumienia. Z biegiem czasu idea boga stawała się jednak „zapchaj dziurą”, która na przestrzeni wieków była wielokrotnie używana jako synonim słowa „nie wiem”. Trudność w określeniu desygnatu, niejasne znaczenie tej idei wynikające z niepełnego jej zrozumienia, stały się jej znakiem rozpoznawczym, który był wykorzystywany jako argument wieńczący niejedną dysputę lub spór ideologiczny.

Idea jakakolwiek bynie była, zawsze pozostanie ideą. Jej forma służy do przekazania pewnej wiedzy w niej zawartej. Jej byt zależy od sił i wiedzy włożonej w jej rozpowszechnienie i zrozumienie. Musi wywoływać emocje, zwłaszcza te, które determinują pamięć o niej. Aktywujepoczucie tożsamości ogarniające społeczność, zespoloną z wartościami podtrzymującymi ważność mniemania o zasadności posiadania wiedzy o niej. Idea powinna w mniemaniu jej twórców stanowić pewnego rodzaju przedpole do lepszego zrozumienia jej desygnatu.

Rodzi to pewne niejasności, ponieważ jakąkolwiek wiedzę możemy mieć tylko o idei, a nie o jej desygnacie. Tymczasem bój toczy się tylko o idee, bo desygnat jakimś sposobem umyka poznaniu. Rozdział desygnatu i wiedzy o nim rodzi akt wiary, który rości sobie pretensje do bycia jedynym właściwym aktem poznania. Pęknięcie tragiczne, choć można w nim znaleźć zaczątki dominacji człowieka nad światem. Rozłam bowiem powoduje, że to, co wtórne staje się narzędziem handlu, a to, co pierwotne przestaje człowieka interesować, albowiem trudno mu zaakceptować fakt, że może nie zaspakajać jego wewnętrznych potrzeb.

Chociaż brak aktu wiary nie powinien mieć wpływu na byt, w który się wierzy, to często ludzkie postępowanie jest zgoła odwrotne-są przekonani, że żarliwość wiary zbliża ich do boga i pozwala im lepiej odnaleźć się w jego blasku. Idąc tym tropem, można z całą stanowczością stwierdzić, że przed całą resztą, która go nie potrzebuje, bóg musi się metafizycznie schować, ponieważ tylko ludzki akt woli może zacieśnić to partnerstwo. Moc tej idei często powoduje częściowe oślepienie powodujące, że mało kto jest w stanie zauważyć ten rozdział. Każda idea, która jest w stanie oświecać, może przecież porażać swym blaskiem, ponieważ działa na zasadzie uznania jej zasadności za coś większego od tego, co dotychczas znane i akceptowane.

Powszechnie można spotkać się z poglądem, że świat ma strukturę przejawiającą się w pewnym ładzie-bożym ładzie. Warto go odnaleźć i móc go opisać, bo wiedza ta stanowi cenny i pożądany materiał, którego należy i trzeba bronić-ale czy nie jest tak, że ten domniemany ład zawdzięcza swe istnienie dzięki ludziom go broniącym? No bo co to za bóg, który może odejść, gdy przestaje się w niego wierzyć? I gdzie odchodzi, skoro przypisany mu atrybut nieograniczoności miał mu zapewnić niekończącą się władzę? Władza jest atrybutem zmieniającym możliwość w konieczność, ale w tym związku to człowiek decyduje o kształcie tego przymierza. Decyduje, ponieważ uważa, że jego ruch, który wykonuje, jest ważniejszy, niż możliwość jego wykonania. Jeżeli bóg jest wyrazem naszych tęsknot, życzeń i lęku, to wtedy jest taki sam jak wartość założeń, z których wynika jego idea. Lęk przed nieznanym nie sprzyja odkrywcom, powinien natomiast mobilizować i być siłą napędową do odpowiedniego modyfikowania swoich narzędzi niezbędnych do osiągnięcia celu.

Siłą, która nie pozwala słabości człowieka, przekładać na jego strategiczne zaniechania. Chyba że wychodzi się z założenia, że wszystko już zostało powiedziane i należy teraz pozyskane dane ułożyć w pewien obraz dający poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Takie myślenie przyczynia się jednak do wytworzenia pewnych właściwości, którymi obarczamy byt przy pełnej naszej świadomości jego nieznajomości. Zamiast poznawać, nadajemy etykiety własnej słabości, zamiast rozgarniać mrok własnej niewiedzy, tylko się w niej utrwalamy. Idea boga, który potrzebuje czegokolwiek i cokolwiek musi, jest więc z pełną premedytacją wykorzystywana do walki o palmę pierwszeństwa w dominacji nad światem. Dominacji, ponieważ zaspokaja ona elementarną, duchową potrzebę każdego człowieka, a pokusa wykorzystywania elementarnych potrzeb człowieka jest na tyle znacząca, że znajduje się w jadłospisie każdego dominatora idei. Sięgając wstecz i analizując historię idei, można śmiało stwierdzić, że gdy siła argumentów na rzecz jej utrzymania na powierzchni świadomości nie wystarcza, używa się argumentów siły, które w swym zamierzeniu mają powstrzymać proces destrukcji świata w otchłań zamętu.

Życie często wystawia nas na pojedynki w słońcu-ważne w swej istocie, szybkie w rozstrzygnięciu, angażujące wszystkie nasze siły. Taki pojedynek z byle przeciwnikiem to strata czasu, chyba że możemy i chcemy go zaliczyć na poczet treningu przed główną walką. Walką o samego siebie, albowiem taką walkę toczymy przecież przez całe swe życie. Sens tej walki jest dla nas bardzo istotny i ważny, więc może warto za przeciwnika wziąć nie byle kogo, gdyż przecież nie o zwycięstwo chodzi, bo ono jest ulotne, ale o naukę dla nas samych, a tego może dostarczyć tylko walka z dobrej klasy przeciwnikiem.

Dodaj komentarz